Dojeżdżamy na umówione łąki. Widzę, że Suri i Athur (nowofunlandy) już są, a Klocek i Lunka właśnie podjechali (goldeno-podhalan i owczarek belgijski Groenendael). Czyli czekamy jeszcze na Jaspera i Teddiego (bearded collie). Gdy przyjeżdżają spóźnialscy, całą ekipą idziemy obok siebie na linkach, nie spotykając się. Psy patrzą się na siebie, węszą zapachy niesione przez wiatr, zostawiają sobie peemaile. Po pierwszej ekscytacji na widok znajomych, robi się miło i spokojnie. Gdy wszyscy są wyluzowani, na znak puszczamy psy. Jasper podbiega do Suri i radośnie się witają. Arthur i Teddy, nasze nadworne dzieci, zaczynają szczenięcą przepychankę, podczas gdy Lunka i Django bawią się w ganianego. Klocek – Pan Profesor, zajmuje się swoimi sprawami, bacznym okiem obserwując, czy wszystko jest ok. Razem z dziewczętami wymieniamy uściski i przechadzając się powolnym krokiem, co rusz przystajemy, by zachwycić się naszymi piesełami. Po kilku minutach, sprinterzy przestają biegać, zapaśnicy robią sobie przerwę, młodzież podpatruje starszych, a Profesor oddaję się swemu największemu hobby – kopaniu dołów. Siadamy na trawie, psy kładą się obok, słońce świeci – istna sielanka. Gdy biegacze zrywają się do ponownego sprintu, Klocek jednym spojrzeniem i pokazaniem ułamka zęba uspokaja ich. Wszak nie wypada przerywać tak miłego relaksu. Po dłuższej chwili zbieramy się, psy bierzemy na linki, by już się nie rozlatały i spokojnie wracamy do samochodów. Po powrocie do domu, Dj dostaje michę i z uśmiechem na pysku oddaje się w objęcia Morfeusza.
Często słyszę, że pies powinien spotykać z jak największą liczbą psów. Dużo, często, intensywnie. Wtedy będzie świetnie zsocjalizowany i mądry. No i najlepiej, gdy charty spotykają się z chartami, jamniki z jamnikami, itp. No nie do końca.
Po pierwsze
pies nie potrzebuje spotykać stu tysięcy psów każdego dnia. Takie jednorazowe spotkania nic nie wnoszą do jego życia. To tak jak nasze zagadanie do obcej osoby w autobusie na temat brudnego mazaja na szybie. Było, mineło, jutro nie będziemy pamiętać, że się w ogóle wydarzyło. Dużo bardziej wartościowe dla naszego pieseła są REGULARNE spotkania, ze STAŁĄ grupą ZRÓWNOWAŻONYCH psów. I mówiąc „grupa” mam na myśli, 2-6 psów. Nawet jeden dobry, stały kumpel będzie lepszy niż czterdziestu nieznanych rozbójników. Spotykając się regularnie w tym samym gronie, pozwalamy psom dobrze się poznać, nauczyć się siebie na wzajem, zaufać sobie. W takiej grupie, psy czują się bezpiecznie, wiedzą, na co mogą sobie pozwolić, mogą razem odpoczywać, bawić się i uczyć. A co najważniejsze, psy uczą się być przy sobie SPOKOJNE. Niestety, wiele osób stawia na wariactwo i zabawę aż do utraty tchu. Zmęczony takim spacerem pies w domu pada i jest spokój do końca dnia.
Po drugie
bardzo ważny jest przebieg spacerów. Każde spotkanie z grupą kumpli, niezależnie, czy jest ono pierwsze, czy pięćdziesiąte, powinno zacząć się i skończyć SPOKOJNIE. Wszak, i psy i ludzie, najlepiej zapamiętują to, co wydarzyło się na początku i na końcu.
Trzymając się tych kilku prostych zasad, spacery z Waszą psią grupą przyjaciół staną się spokojne i wartościowe. Psy potrzebują dobrych psich kumpli tak samo jak swojej ludzkiej rodziny.
A gdy w Waszej grupie będą psy różnych ras, nagle okaże się, że whippet jednak umie spokojnie CHODZIĆ, leżeć na trawie, uprawiać zapasy i czerpać przyjemność ze wspólnego niuchania tu i tam.
Smiało, znajdźmy naszym psom dobrych psich kumpli :)
Mag :)
Zapraszam również na moją stronę http://talkwithdog.pl/ !